niedziela, 29 czerwca 2014

PROLOG.


Mówią, że z każdym bólem da się żyć. Ale da się żyć z sercem pokruszonym na milion odłamków? Czy da się żyć z myślą, że to wszystko co było to już koniec? Żaden ból nie może się równać z tym, który odczułem tego dnia. A można by pomyśleć, że byłem szczęściarze. Miałem żonę tak piękną, że każda gwiazda filmowa mogłaby jej zazdrościć, a za chwilę na świat miał przyjść mój syn. 
- Panie Bieber. - mężczyzna w błękitnym uniformie stał nade mną i przemawiał szorstkim głosem, w którym dało się wyczuć nutkę żalu. - Mam złe wieści. 
Te słowa uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba i mimo, że od 24h byłem na nogach podniosłem się szybko do piony i stanąłem naprzeciw mężczyzny.
- Tak? - mój głos, jak nigdy, zadrżał. 
- Niestety pani Emily.. nie udało nam się jej uratować. Przykro mi, robiłyśmy wszystko co w naszej mocy lecz poród okazał się zbyt dużym wysiłkiem dla jej serca. - wyjaśnił mężczyzna z niezwykłym spokojem. 
- Jak to? Czy to oznacza, że ona.. - słowa zamarły mi w ustach. Nie wierzyłem. Nie wierzyłem w to co on mówił.
- Najszczersze kondolencje. - lekarz wyciągnął dłoń by dotknąć mojego ramienia lecz odtrąciłem ją szybko. 
Nagle świat zaczął wirować, a moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Opadłem na krzesło za sobą oddychając tak ciężko jak gdyby powietrze miało konsystencję żelatyny. 
Po głowie krążyło mi jedno pytanie: Dlaczego? Dlaczego ona? Czym sobie na to zasłużyła? Czym ja sobie na to zasłużyłem do cholery? Byliśmy zaledwie pół roku po ślubie.
Kiedy Emily dowiedziała się, że jest w ciąży musieliśmy jak najszybciej się pobrać ze względu na to, że rodzina wyrzekłaby się jej z powodu nieślubnego dziecka.  Jej rodzice to byli straszni ludzie. Nie wiem czym ich tak do siebie zraziłem, że nie ukrywali tego jak bardzo mnie nienadzianą. Mimo młodego wieku kochaliśmy się nad życie.  Emily była cudowną żoną. Gdy tylko zmieniła nazwisko, spędziła godziny na obmyślaniu nowego podpisu. Emily Bieber. Podczas pisania "Bieber" pisała małe serduszko nad "i" tak, jak robią to księżniczki w bajkach. 
Dziecko miało tylko dodatkowo wzmocnić naszą więź. Zawsze dostrzegałem potencjał na dobra matkę w Emily. Była tak czuła i troskliwa. Mimo tego, że miała dopiero 20 lat to cieszyła się z wieści o ciąży. Nigdy nie okazywała jakiekolwiek strachu przed nowym życiem, którego nie dane było jej zobaczyć. 
- Justin Bieber? - usłyszałem nad sobą głos tak cichy, że ledwo słyszalny.
- To ja. - nie miałem w sobie tyle siły by móc podnieść głowę i spojrzeć na kobietę stojącą przede mną. 
- Powinien pan kogoś poznać. - powiedziała, a w jej głosie pojawiła się jakby iskra radości. 
Teraz? Czy ten "ktoś" nie mógł wybrać sobie bardziej odpowiedniego momentu? 
Spojrzałem w górę i dostrzegłem chudziutką blondynkę o jasnej karnacji, która w rękach trzymała niebieski kocyk. Delikatnie podała mi go, a ja dopiero wtedy mogłem zobaczyć duże brązowe oczy, które śledziły każdy możliwy ruch. 
- Pański syn. - odchrząknęła blondynka. 
To dziecko.. było jak mód na serce, który łagodził rany. Nigdy nawet nie śniłem o tak pięknym synku. Jace. Mały Jace, dokładnie tak, jak chciała Emily.
***
A dziś staję tutaj. W miejscu, którego nikt nie lubi odwiedzać. W miejscu, w którym są ciała bez dusz. Stoję nad pięknie oszlifowanym kamieniem, w którym wygrawerowane zostało "Emily Bieber" i daty. Ta pierwsza to dzień, w którym na świat przyszedł anioł. Druga, to dzień, w którym ten sam anioł wrócił do domu. 
- Tatusiu! - swobodny chwyt na moim palcu wskazującym wzmocnił się. - Chcę juź do domciu. 
Spojrzałem w dół na synka stojącego przy mnie, a mimo to wpatrującego się w pomnik jak zahipnotyzowany. Tak, to Jace. Skończył kilka dni temu 2 latka. Czas szybko mija, a rany.. zostają. 
Jace jest jeszcze zbyt mały by zrozumieć to, że jego mama nie żyje. Wie, że jej nie ma. 
Przykucnąłem przy malcu i poprawiłem mu wełnianą czapeczkę na głowie.
- Już idziemy mały. - wziąłem go na ręce i posadziłem sobie na boku. 
-Jesteś już takim dużym chłopcem, a wiesz co robią duzi chłopcy? - spytałem uśmiechając się do chłopca, który ledwo usłyszawszy pytanie już zaprzeczał. - Duzi chłopcy chodzą do przedszkola. 

♥♥♥
 Cześć wszystkim! 
To dopiero początek mojej przygody z tym blogiem i chciałabym, żeby ta przygodna zakończyła się szczęśliwie, a do tego potrzebuję Was, czytających. 



2 komentarze: