Phoebe's POV
- Żartujesz sobie ze mnie? - Megan wytrzeszczyła swoje niemalże czarne oczy.
- Nie Meg, nie żartuję. - wzruszyłam ramionami. - Bieber zaprosił mnie na lunch.
- Błagam, powiedz, że odmówiłaś. - dziewczyna pokręciła głową zaciskając lekko wargi.
- Jasne, że tak. - westchnęłam.
Była to niestety prawda. Nie mogłam od tak sobie iść na lunch z Justinem Bieberem, prezesem Bieber Holdings. To nie było realne. Dziewczyny takie jak ja nie umawiają się z biznesmenami. Nie.
- Całe szczęście Phoebe. - w głosie Megan dało się słyszeć nutkę ulgi. - Muszę już kończyć, umówiłam się na wieczór. - i nie czekając na moje pożegnanie rozłączyła się.
Megan jest moją najlepszą przyjaciółką ze studiów, razem składałyśmy podanie o prace w przedszkolu i razem ją dostałyśmy co było chyba największym fartem. Meg i ja jesteśmy sobie bardzo bliskie mimo tego, że jeszcze bardziej się różnimy. Ona jest osobą o raczej rozrywkowym charakterze, ja jestem spokojna, opanowana, zawsze miła. Prze Megan wydaję się być blada, ale jakoś nie koniecznie mi to przeszkadza, nigdy nie lubiłam wychylać się z tłumu.
A wracając do Justina, a raczej pana Biebera. Czy to nie dziwne, że nadal nie pozwolił mi mówić sobie na "ty"? Cóż, biznesmen, chce zostać biznesmenem.
Justin's POV
Pierwszy raz. To był pierwszy raz kiedy usłyszałem "nie" od kobiety. Od kogokolwiek. I wiecie co? To fantastyczne uczucie. To fantastycznie uczucie kiedy ktoś w końcu ci się przeciwstawia. Czasami te wszystkie panienki pracujące w mojej firmie doprowadzają mnie do szały swoim "Tak jest, panie Bieber". Jednak hmm, byłem zaskoczony jej odmową. Nie chciałem się z nią umówić, nie w ten sposób, w który mężczyzna umawia się z kobietą. Nie umawiam się z kobietami. Nie jestem przekonany czy Emily by tego chciała. Więc, tak, zgadza się. Od jej śmierci nie spotykałem się z żadną inną kobietą, nie uprawiałem seksu, nie chodziłem na randki, nie mogłem. Jace stał się całym moim światem. Cholernie ciężko zajmować się nigdy nie kończąca się pracą i jednocześnie mały dzieckiem.Dlatego Jace wychowywała moja matka, zawsze mogłem na nią liczyć. Teraz myślę, że posiadanie kobiety byłoby czymś dobrym. Dla mnie i dla Jace'a. Tylko nie jestem pewien czy umiałbym się z kimś związać po tym co przydarzyło się Emily. Ona była częścią mnie.
- Tato? - w progu drzwi mojej sypialni pojawił się Jace w niebieskiej, bawełnianej piżamce.
- Cześć, smyku. Już wstałeś? - spojrzałem na zegarem stojący na szafce nocnej i zorientowałem się, że już prawie dziewiąta rano. - Oh, jesteś głodny, przepraszam, już idę. - zamknąłem laptopa i wyszedłem ze swojego dużego, pościelonego na biało łóżka.
Wziąłem malca na ręce i zaniosłem do kuchni.
- Na co masz ochotę? - posadziłem go na blacie i zajrzałem do lodóki.
- Nutelle. - blondynek oblizał sie ze smakiem na co zaśmiałem się cicho.
***
Późnym popołudniem, jak w każdą niedzielę, razem z Jace'em wybraliśmy się na pieszy spacer i w odwiedziny do mojej mamy.
- Cześć kochani. - uśmiechnęła się kobieta wesoło biorąc chłopca na ręce. - Jak się masz przystojniaku?
W odpowiedzi chłopiec zza pleców wyjął bukiet jesiennych liści, które uzbierał po drodze.
- Cześć mamo. - zamknąłem za sobą drzwi domu i podszedłem bliżej by ucałować kobietę w policzek.
- Justin, czy ty to dziecko w ogóle karmisz? Przecież on jest lekki jak piórko. - pokręciła głową z dezaprobatą stawiając Jace'a na ziemi i zdejmując z niego kurtkę.
- A spodziewałaś się, że dwuletnie dziecko ile będzie ważyć? - westchnąłem.
Kobiety. Wszystkie są takie same.
- Tak się składa, że mam większe doświadczenie jeśli chodzi o dzieci. - wskazała na mnie palcem, a jej mina mówiła "nie mądruj się chłopcze".
Taa, często mnie karciła, nie zależnie czy miałem lat 5 czy 25.
***
- Opowiedz babci jak jest w przedszkolu. - uśmiechnęła się wesoło siadając przy okrągłym stole w salonie naprzeciwko mnie, a obok Jace'a.
- Super. - chłopiec odpowiedział zwięźle zbyt zajęty pochłanianiem ciasteczek z kremem, które moja mama sama robiła.
- Jednak nadal uważam, że posyłanie tak małego dziecka do przedszkola to głupota. - westchnęła ciężko kobieta przeczesując włosy palcami. - Dobrze wiesz, że ja mogę się nim zajmować.
- Przestań mamo, jestem naprawdę zadowolony, że Jace może kontaktować się z rówieśnikami. Przedszkole to był dobry pomysł. - wyciągnąłem rękę do malca by kciukiem zetrzeć krem z kącika jego ust.
- Ostatnio byłem z panią Phoebe i tatą na bułce jagodowej. - chłopczyk wyszczerzył swoje lekko pokrzywione ząbki.
- Panią Phoebe? - mama uniosła brwi patrząc na mnie. - Zostań tu Jace. Justin. - kiwnęła głową w stronę kuchni wstając od stołu i udała się tam.
Oho, zaraz się zacznie. Kocham moją matkę, ale nigdy, przez całe swoje życie nie spotkałem większej zrzędy.
Ciemno włosa kobieta oparła się o blat kuchenny krzyżując ręce na piersi. To niesamowite, że mimo, iż miałam czterdziestkę na karku była tak piękna. Miała poważne rysy twarzy, a w okolicach oczu i ust pojawiały się zmarszczki, mimo to, wyglądała wyjątkowo młodo.
- Pani Phoebe? - powtórzyła pytanie z jadalni. - Czy ty jeszcze myślisz? Doskonale wiesz, że Jace jest jeszcze bardzo mały i nie rozumie tego, że jego mama nie żyje, a ty już zaczynasz prowadzać się z kimś innym?
Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnę śmiechem. Zacisnąłem usta w wąską linię by to powstrzymać.
- Nie rozśmieszaj mnie mamo. - wywróciłem oczami. - Phoebe Abrams to wychowawczyni Jace'a, zajęła się nim gdy moje spotkanie w pracy się przedłużyło, więc zaproponowałem kawę. - wzruszyłem niewinnie ramionami.
- Myślisz, że Emily pozwoliłaby ci na to?
- Przestań! - podniosłem głos. - Przestań ciągle wykorzystywać Emily. Jej już nie ma, rozumiesz? Nie ma. I nie wiem, nie wiem czy by mi na to pozwoliła, nie wiem czy byłaby zadowolona i nie mam jak jej o to zapytać. - zniżyłem głos do szeptu.
Nienawidzę rozmawiać o Emily. Nie w taki sposób. Nie było jej przy mnie, a tak bardzo jej potrzebowałem. Jace jej potrzebował. Wszyscy jej potrzebowali.
- Ona nas zostawiła. - pokręciłem głową.
***
Leżałem w łóżku z laptopem na kolanach ustalając dokładną datę kolejnego spotkania. Kłótnia z mamą skończyła się tak jak zawsze. Zabrałem Jace'a i wyszedłem. A mimo to nigdy nie gniewamy sie na siebie i jutro zapewne przyjdzie do mojego domu jak gdyby nigdy nic. To dobrze czy źle? Może dobrze, bo mam dobre relacje z matką, a może..
- Cholera. - westchnąłem orientując się, że jutrzejsze spotkanie kończy się dość późno. Stanowczo za późno by zdążyć odebrać synka z przedszkola.
Sięgnąłem pod poduszkę po swojego iPhone'a i wyszukałem numer do Phoebe Abrams. W papierach, które otrzymałem z przedszkola był jej numer, jakby ktoś pytał.
- Abrams, słucham. - odebrała już po drugim sygnale. Hm kobieta, która komórkę ma zawsze przy sobie?
- Dobry wieczór Phoebe. Justin Bieber z tej strony. - przedstawiłem się.
I przez moment miałem jakieś dziwne wrażenie, że zaraz usłyszę dźwięk przerwanego połączenia.
- Oh.. - mruknęła cicho. - Coś się stało panie Bieber? -
- Jutro mam ważne zebranie i chciałbym prosić..
- Oczywiście. - odpowiedziała nim przeszedłem do puenty. - Opieka nad Jace'em to przyjemność.
- Jestem dozgonnie wdzięczny Phoebe. - uśmiechnąłem się do telefonu. - Dobrej nocy.
- Dobranoc, Justin. - rozłączyła się.
Czy ja się przesłyszałem czy ona właśnie nazwała mnie po imieniu>
Phoebe's POV
Niech to szlag. Czy ja właśnie nazwałam go "Justin"?
♥♥♥
Cześć kochani.
Rozdział.. nie podoba mi się, ale wolę zostawić go waszej opinij :)